Czy muszę mówić, jak mi jest przepotwornie gorąco? I że nic nie działa, ani lody, ani zimna woda, ani prysznic, ani nic po prostu. Ogólnie rzecz biorąc to nie mam nic do lata, ale bez przesady. I jak można lubić taką pogodę, jak? Przecież nie da się normalnie funkcjonować. Nie da się i już. Nawet pomimo wachlarza.
Wiele prac już miałam, bo to właściwie hmm.. siódmy albo ósmy rok, w którym pracuję. Ale nie mam ochoty rzucić mojej obecnej pracy po upływie magicznych 3 dni, a to się rzadko zdarza. To wszystko jest tak absurdalne, że nawet może być. Mam tylko jeden problem - jak już zdejmuję słuchawki z uszu i zaczynam rozmowę z którymś z moich współpracowników, najczęściej z jednym (ze względu na podobieństwo do gościa z "American Beauty" nazwę go Ricky), to non stop narzekam. Zaczynam zdanie normalnie i jak zazwyczaj bywa kończy się jakąś intonacją. Pytaniem, zdziwieniem, oznajmieniem. Moje zdania kończą się narzekaniem. I nawet jak chcę, to nie mogę tego wyplenić. To nawet zabawne.
Uświadomiłam sobie coś, co mnie naprawdę bardzo zdziwiło. Bo można się nieźle zdziwić, jak się uda spojrzeć na siebie z góry. Mianowicie jakieś 5 lat temu coś się zaczęło. A 3 lata później skończyło. A ja mam wciąż, po raz kolejny, 16 lat. Ba, żeby 16. To tak być nie powinno, ale ja w ogóle nie potrafię nawet myśleć jakoś na serio o jakiejkolwiek potencjalnej powtórce. Wyłączając eksperyment wiosenny, bo takie rzeczy się nie liczą. Nie, z tą 16stką to też nie jest trafne porównanie. Bo to nie tak, że ja nie wiedziałabym co i jak i czym to się je. Wiem doskonale, z tym, że paradoksalnie ja JUŻ nie wiedziałabym co i jak. Aż mi się kręci w głowie z przerażenia na samą myśl. Jakbym miała jednak lat 80 i poszła do wesołego miasteczka. Jak to robić, jak się bawić? To chyba średnio dobrze, bo jak zapytana o tę płaszczyznę życia powiedziałam wszystko szczerze, to moja rozmówczyni się załamała, powiedziała, że nie ma na mnie nerwów i że niech chociaż wykrzesam Samanthę z siebie, czyli jedno z 3 moich głównych oblicz będące femme fatale. Nim naprawdę zgrzybnę i będę starcem także według metryki.
O ironio. To wszystko porąbane. Zwłaszcza w świetle ostatniej wymiany poglądów na temat dziwek. U mnie wszystko dzieje się jedynie w mózgu. Długo się zaczyna, a potem błyskawicznie kończy. I zamykam oczy i tylko słucham muzyki. No i co poradzę. Tu nawet alkohol nie pomaga.
Dawno tak bardzo nie chciało mi się spać jak wczoraj i dawno tak bardzo się nie nie wyspałam jak wczoraj. I to nawet nie przez upał. Ostatnio nie mogę opanować swojej głowy. Albo klepie wiersze albo cały czas funduje mi jakąś muzykę, najczęściej taką, której nie chcę.
Minionej nocy fundowała mi prozę, taką moją własną, na temat czyjejś tożsamości. Nawet nieźle się to kleiło. Powinnam wyskoczyć z łóżka i to spisać, ale myślę sobie - nie, przecież wstaję po 5, muszę się wyspać. I i tak do 3 nic z tego nie było. A potem śniło mi się coś, co było właśnie owe 5 lat temu. To wszystko tak beznadziejne, że aż śmieszne.
I trochę się niepokoję. Bo kiedy ktoś ogłasza wszem i wobec, że nie ma już nic do powiedzenia albo raczej ma już niewiele do powiedzenia, ale wszystko to, całe to niewiele, mówi od razu, to to wygląda tak, jakby chciał już na zawsze zamilknąć.
kupiłam sobie wachlarz jakies dwa tygodnie przed Tobą.
OdpowiedzUsuńtaki niby-drewniany, ale podejrzewam płytę-sklejkę.