Jestem pomiędzy od jakiegoś czasu. Właściwie to prawdopodobnie od zawsze. Pomiędzy idealizmem a nihilizmem. Hipisowskimi kolorowymi kwiatami a czernią, optymizmem a dekadencją.
Od zeszłego roku dość intensywnie. Nigdy jednak nie aż tak bardzo jak teraz. I co ja mam robić? Mówiłam, że na czołowe, że trzeba przestać trząść gaciami. Ale między odwagą a brawurą jest cienka granica i łatwo to pomylić. A skutki mogą być opłakane, nie tylko dla mnie i w tym sęk.
Naprawdę po dziurki w nosie mam tych dookolnych problemów moralnych. I mojego do tego podejścia, wiecznego wycofywania się w stronę jakiejś ascezy, żeby nie nabałaganić. Bo przecież bardzo rzadko chodzi tylko o mnie, choć wydawać by się mogło, że zawsze tylko o to chodzi. Guzik, gówno prawda. Świat nie jest tylko projekcją mojego umysłu.
Zresztą tu nie chodzi tylko o innych, żeby nie było, że przesadzam albo się umieszczam w jakimś superszlachetnym świetle. Bo to nie tylko to. Mało co mnie tak drażni, mdli i boli jak jakaś bylejakość. Półśrodki, kompromisy. Wejść w coś bez stuprocentowej pewności i potem w tym siedzieć, a to jest półśrodek. Wyjście z jednej trudnej sytuacji, ale pociągające za sobą kolejną trudną sytuację, niby nie namacalną, ale taką bardziej wewnętrzną. A ja bym nie mogła, ja bym się udusiła, szlag by mnie jasny trafił.
I nic nie rozumiem. Może za bardzo chcę zrozumieć, a nie tak miało przecież być. Ale to wszystko się zrobiło zbyt poważne, żeby się nad tym w ogóle nie zastanawiać.
Myślę sobie i myślę i wciąż u licha nie wiem, co jest ze mną nie tak, że na każdej, dosłownie na każdej płaszczyźnie życia musi mi się wiecznie coś dziać. I to nawet nie o to chodzi, że to złe rzeczy są, ale są po prostu tak dziwne i chore, że zaczynają mnie przerastać. Ciągle sobie myślę, że tego to już nic nie przebije, a tu proszę, bach!
Mogłoby mnie coś może pchnąć w którąś stronę? Byłabym wdzięczna. Odpowiedzialności też mam już dość.
Leje nieprzerwanie od północy. Zalało pół kuchni i klatkę schodową. Aura sprzyja zamknięciu się w głowie. Nieswojo mi jednak. Najchętniej bym zwiała. Nie że przed czymś, ale po prostu, stąd teraz, od siebie, z siebie. Zaszyła się w jakimś nieznanym mieszkaniu pod kocem z kimś, kto sam ma podobnie, wszystko rozumie i nie będzie mnie próbował dotykać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz