niedziela, 19 maja 2013

taniec pingwina na szkle

Niedzielne popołudnie. Wczorajszy dzień miał wyglądać inaczej. Ostatecznie wypadł jednocześnie lepiej i gorzej niż ten zaplanowany. Obudziłam się w nastroju "napiętnowanym". Przez 3 osoby i 1 sen. Postanowiłam się tego nie pozbywać wcale, choć mogłam to uczynić i zająć się robieniem tego, co zrobić i tak muszę. No ale o tym decyduję ja i zadecydowałam, że to chrzanię.
Zmarnowałam więc dzień. I wieczór także. Zmarnowanie to było jednak wyjątkowo udane, choć obaw miałam całą masę. Naprawdę nie sądziłam, że oczy me kiedykolwiek ujrzą takie widoki. Bezcenne. I to wcale nie taniec dzika. Oczekiwania jednak są do przeskoczenia.
Pierwszy raz od lat wróciłam do domu już o świcie. To była dobra noc, choć żadna znamienna. Po prostu, miła i normalna, było całkiem po ludzku. Cieszy mnie, że da się tak.
Tymczasem dzień dzisiejszy miał wyglądać również inaczej, a ja znów robię co innego, niż było w planach. Co za różnica właściwie, pozmieniam kolejność. Nie mam wymówek, żeby nie robić nic, mimo małej ilości snu czuję się nad wyraz dobrze.

***

Usunięcie poprzedniego bloga wywołało jednak jakiś efekt. Myślałam, że stanie na 'o, skasowałaś. a czemu?', a tymczasem poszło dużo dalej, dostałam nawet maila z przejawami paniki.
Nie obyło się też bez wycieczek osobistych.

Może jest szansa, że jak będziemy się zachowywać jak gimnazjaliści, ale czyny nasze popełniać będziemy odziani w elegancki garnitur i skropnieni dobrym perfumem, to nikt nie zauważy jakie to szczeniackie.
Można komuś zadedykować coś nieswojego? Chyba można, jakieś koncerty życzeń i co nie tylko istnieją od zarania dziejów niemalże. Pewnieś już to czytał, ale - dedykuję Ci. (i ten drugi komentarz, o raju). Jestem w stanie zrozumieć naprawdę bardzo wiele. I tolerować. I wszystko. Ale w pewne rzeczy nie wierzę i nie uwierzę, choćby nie wiem co. Np. w to, że można żyć nie żyjąc. Nie można, więc może by tak przestać sobie wmawiać. I pewnych rzeczy robić zwyczajnie nie można. Np. negować wszelkie szufladki i etykietki, a jednocześnie samemu sobie takową przyklejać i czuć się upoważnionym do tego, co ta etykietka obwieszcza. I nie można się też na pewne rzeczy umówić. Wiem, bo sama to niedawno dość brutalnie odkryłam. Np. umówmy się, że po prostu będziemy przyjaciółmi. Albo że będziemy chodzić w niedzielę na spacer i to mi wystarczy, obiecuję. Albo że jesteśmy tylko swoim numerem IP. Można się umówić, ale to na nic, bo umowy nie powinny w ogóle brać pod uwagę jakichkolwiek relacji niebiznesowych. Pozostałe są idiotyzmem i później, kiedy się któraś ze stron nie wywiązuje, to nikt nie ma prawa mieć do nikogo pretensji. Człowiek jest człowiek i nie mieści się w żadnych ramach, umowach, regułach ani też w żadnej szufladzie.

Zadziwiająca jest zmiana jaka we mnie zaszła na przestrzeni ostatnich paru miesięcy. Zaczęłam naprawdę lubić stawiać piedestały. To może nie jest żadne moje hobby nowe, ale jest w tym coś z pasji. Sama mam z tego wiele. Lubię trzymać lustro, w którym można się przejrzeć i się zdziwić. Prawdę mówiąc zawsze lubiłam móc komuś pokazać świat z innej perspektywy i pofruwać razem w przestworzach. Nigdy to jednak nie było takie wyzbyte wszelakich roszczeń. Mam prawo oczekiwać, nie mam prawa żądać. W oczekiwaniu jest bezinteresowność, na tyle na ile człowiek, z natury egoista, potrafi być bezinteresowny. Nie naciskać, nie wyciągać łap po swoje, cierpliwie poczekać, z tym lustrem.
Nabieram pokory czy po prostu łagodnieję? Mam wciąż kły i pazury, zaczynam ich po prostu mądrzej używać, miast marnować je bezsensownie na coś, co jest tego niewarte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz