środa, 22 maja 2013

crying in the rain

Ten kawałek usłyszałam po raz pierwszy, jak jeszcze wszystko było w porządku. O ile było kiedyś w porządku. Znałam go wcześniej, ale czasem pewnych piosenek nie słyszy się latami. Więc to pierwszy raz po latach. Podobał mi się głównie klip. Ale wgryzło mi się, grało w głowie, więc słuchałam, słuchałam.. i wiedziałam, że będzie prorocze, bo oto schyłek już nadszedł.

Dziś się doczekałam burzy, a nawet dwóch. Chmur wciąż cała masa, więc nie wykluczam trzeciej. Zazwyczaj nie lubię sytuacji, w których trzeba czekać na coś w mieście kilka godzin, bo nie opłaca się wracać do domu. Ale dziś było idealnie. Mogłam kogoś odwiedzić w zasadzie. Ale po co, po co. Więc siedziałam przy fontannie na rynku z zeszytem na kolanach. Krople mi spadały na rozgrzany kark i było po prostu dobrze. Świeciło słońce, ale wielkie kłębiaste chmury już nadciągały. I to jest stan idealny - jeszcze nic się nie stało, ale już, już, lada moment... Większość ludzi się wtedy czuje jakoś sennie, nerwowo i generalnie źle, a ja wtedy jestem w swoim żywiole. No i przyszła w końcu, burza. Przeniosłam się pod dach. Widok musiałam stanowić osobliwy. Glany i obcięte jeansy. Eleganckie rajstopy i marynarka. Siedzi pod murem i coś zapalczywie notuje. Lało jak z cebra dobre pół godziny. Jak już przestawało, mi wciąż zostawało sporo czasu, więc powzięłam męską decyzję pójścia pieszo, z centrum na obrzeża. Maszeruję sobie z słuchawkami na uszach, powoli zaczyna wychodzić słońce. I wtedy... Chciałam napisać 'bum'. Ale nie było żadnego bum. Zobaczyłam go. Z nią. Moją następczynią. To się musiało w końcu stać, ale miało to wyglądać inaczej, jak zwykle w mojej wyobraźni. Więc chciałam ich nie zauważyć, ale on zauważył mnie. Prawie jej nie pamiętam, tyle tylko że spódnicę miała w kolorze swoich oczu. I miękką, szczupłą dłoń. Ona nie wiedziała za bardzo co się dzieje, zaskoczona była i przyglądała mi się badawczo tę chwilę krótką, którą w trójkę spędziliśmy. Minutę, maksymalnie. Polubiłam ją nawet, a w każdym razie nie uderzyło mnie nic, za co mogłabym jej nie lubić. Jego mogłoby tam właściwie nie być, stał na dalszym planie, rozmyty i niewiele znaczący. Tylko nas dwie w tej chwili cokolwiek łączyło.
Cóż. Wiele razy myślałam jak to będzie. Zastanawiałam się nad tym, co mi się pojawi w głowie i nie tylko, co poczuję i jak się do tego ustosunkuję. Obawiałam się nawet, zazwyczaj jak o tym myślałam.
Kazał mi ktoś kiedyś amputować rękę i to w istocie takie właśnie było. A teraz? Pożegnaliśmy się, poszłam dalej. W słuchawkach rozbrzmiewały piosenki, których nie mogłam skasować, ale nie mogłam ich już też słuchać. Dziś dałam im znów zaistnieć. Okazały się już pustym zbiorem.

Wszystko, co w sobie mam idzie w zupełnie innym kierunku. A przynajmniej chce iść. W gruncie rzeczy, w porządku, niech znajdzie ujście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz