sobota, 30 września 2017

you have nothing

Ten kwadrat jest azylem zaufania i troski. W jego obrębie wszyscy mamy równe prawa i obowiązki.

***
Jestem w IX sezonie "Rancza", a zaczęłam oglądać niecały miesiąc temu - łatwo więc wyliczyć, że poświęcam temu większość czasu. Cóż. Serial bardzo mnie zaskoczył, in plus. Pokazuje wiele, m.in. to, że tak to się u nas składa, że kiedy ktoś stara się coś zrobić, inni, prawie zawsze ci, którzy nie robią nic, zaczynają robić wszystko, żeby mu w najgorszym razie przeszkodzić, w najlepszym nie pomóc. Tego dowiedzieliśmy się w poniedziałek. Głupia byłam myśląc, że uczelnia czymkolwiek różni się od prowincji. Dokładnie taka sama wiocha.

Dalej były różne inne atrakcje. Dostałam różne prezenty, m.in. wielką dynię, z której pół dnia robiłam dziś zupę i dwie chałki. W kuchni zalęgły mi się mole, a nawet nie tyle mole, ile larwy, co jest jeszcze bardziej ohydne. Z drugiej strony to tylko małe robaczki, które nie pożyją długo. A jednak już robię się nerwowa, jak tylko otwieram szafę. Zalęgło się też we mnie choróbsko, które skutecznie wyłączyło mnie z życia na ten tydzień. Głównie leżę i oglądam "Ranczo", w wolnych chwilach się martwię, z różną intensywnością. Czasem bardzo bardzo. To naprawdę nie jest zabawa, bo choć tej powinno być wiele - i śmiechu powinno być wiele, ehehehe - to jednak nie wszędzie i nie wszystkim wolno się bawić. I ja to traktuję serio.

Wczoraj nawigowałam po Liverpoolu. Tak po prostu. Jak gdyby nigdy nic się nie stało i miało się nie stać. Tak po prostu. Co za dziwna lekkość w tym wszystkim.

Za 12 minut październik. Od 2 dni mam 27 lat. Piękny wiek, jakże inspirujący do walki na śmierć i - rzadziej - życie z tym światem. Nie ma co się jednak utożsamiać, bo nic mnie z nimi nie łączy, nieprzekładalna na nic wrażliwość tylko. Zastanawiam się, mimowolnie, co mi te wszystkie lata dały, czym zaprocentowały i co będzie dalej. Z jednej strony czuję, że wszystko dopiero się zacznie, a z drugiej jestem tak zmęczona, jak gdybym miała lat 80. Wyliczenie średniej chyba mnie nie satysfakcjonuje.

Wczoraj było apogeum. Pod wieczór zdobyłam się na wysiłek, wzięłam kilof i poszłam walić w mur już nie głową. Nie wiem tylko, czy ktoś się przyłączy i czy starczy sił, żeby ten mur runął. No ale trzeba spróbować. Może się uda. A może szykuje się kontrrewolucja.

Piszę pracę, o prawach człowieka. Usłyszałam, że ich nie ma, bo np. w Polsce nie ma pozwolenia na broń. Uniosłam się. A parę dni później opadłam i wszystko mi opadło. Piszę tę pracę, a Syria tonie we krwi, chcę pomóc choć w jednym maleńkim promilu i nawet nie wiem, czy jeszcze mogę, a ci, którym chcę pomóc, oszukują mnie. I ja muszę, po prostu muszę - bo wcale nie chcę, ale nie mam wyboru - ich zrozumieć. I rozumiem. I rozumiem też, o czym mówił Grudziński, a nigdy nie przypuszczałam, że będę musiała. No i to jest argument. A nie bo pozwolenie na broń.

***
Gdzie jest ten Kwadrat? I czy nie jest pusty?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz