Ostatni dzień lutego = teoretycznie ostatni dzień w korpo. W praktyce przedłużyli mi korpo-kartę, ale dalej zupełnie nie wiem, co będzie. Ach, ta niepewność! Jakby mało ich było. Siedzę tu więc sama, mam krótką sukienkę i chodzę boso, czuję się jak mała dziewczynka. I jem mango. Kocham mango. Chłopaki z napięciem patrzyli, jak próbuję się do niego dobrać w kuchni. Lubię się dobierać do owoców, bardzo mi się to podoba, trochę mnie nawet kręci. I udało się - krótkim, tępym nożem. Tym razem krew się nie polała. Mango jest pyszne, zdrowe i bardzo ładne. Warto było się do niego dobrać.
Spotkałam dziś w autobusie Żanetę. Kiedy w dawnych czasach tworzyłyśmy coś na kształt paczki (i to babskiej!), Żaneta była zawsze najmłodsza i musiałyśmy się nią opiekować. Tak było 10 lat temu. Teraz paczka nie istnieje, ale Żaneta nadal jest najmłodsza. I najstarsza zarazem. Ma już 2letnią wesołą córeczkę. I dostała i wciąż dostaje po tyłku. Tak oto nas Żaneta prześcignęła w dorosłym życiu. Jest całkiem dorosła. Lubię ją. Ładnie sobie radzi z tym wszystkim.
Kupiłam koszulkę żeby samą siebie o czymś przekonać. Mam chęć na spotkanie z Wolandem. Biblioteka dziś, no, maksymalnie jutro!
Z wesołych rzeczy: mój "szef" był wczoraj w sądzie, tym od KRS-ów i innych. Jest w dużej mierze humanistą i podobnie jak inni humaniści radzi sobie z załatwianiem takich spraw. Poszedł więc do babki i opowiada jej caaaałąąą histoooorię. Klasyk. Zniecierpliwiona biurwa w końcu warknęła do niego: - To czego w końcu chce pan od sądu?! Na co on, na poły oburzony, na poły rozbawiony, oświadczył: - Sprawiedliwości!
Z innych wesołych rzeczy: ułamał mi się ząb, więc miałam pretekst, aby odwiedzić mojego dentystę. Wygląda jeszcze bardziej przerażająco niż przed 3 laty, kiedy go pierwszy raz ujrzałam. Naprawdę - do mamra za sam wygląd. Wchodzę.
- O nie, ciebie znam.
- Juhu!
- Nie ciesz się, bo w ogóle nie będzie fajnie. Ech, ja pierdolę.
-
-
-
- Co nawywijała?
- Nic, samo się...
- O ja pierdolę. Co jadła?!
- Bułkę!
- Jak nie umie, to niech nie je! Teraz się z tym będę musiał męczyć 2 tygodnie!
- Pan?!
- No ja, a kto?! Przecież nie ty. Ty sobie siedzisz jak królewna, a ja muszę ratować sprawę. Ja to mam jednak przejebane życie. To nie jest śmieszne! Szeroko, bo się zdenerwuję!
Kocham go.
Z mniej wesołych rzeczy - jutro Złotousty chce porozmawiać. Jest ostatni dzień lutego. To trzeba od jutra wszystko zacząć układać, bo nie może tak dłużej być. Panika. Paniczna panika. Chęć już nie walki nawet, ale ucieczki, tylko ucieczki.
Jest ostatni dzień lutego. Z najwspanialszych rzeczy - w ostatni dzień lutego 9 lat temu poznałam Noelle. Znałyśmy się wcześniej, połowicznie, ale są przecież takie dni, kiedy spotyka się kogoś znajomego i poznaje się go całego. Zderza się z nim mocno i wychodzi ze zderzenia bez szwanku, już w dwójkę. I tak było 9 lat temu właśnie. Jak dużo wszystkiego! Jak coraz lepiej sprawy się mają. Jaki ogrom wdzięczności. Weberowski typ idealny, wzór, do którego trzeba równać, jedyna urzeczywistniona idea przez wielkie P i wielkie M. I wiem, że się powtarzam, ale:
No tak, to już 9 lat! Takich przypałowych to chyba nawet 13 :D
OdpowiedzUsuńKocham Twojego szefa! Jak widać wszystkim idzie świetnie, gratuluję wszystkim wszystkiego. Tymczasem Umu usilnie próbuje wetrzeć mi się w twarz <3