Zaczęło się od tego, że Kamala chciała spodnie dla siebie i swej rodzicielki. Podała mi stronę na allegro, powiedziała, co i jak. Więc kupiłam. I przyszły. Tylko że jedna para i w dodatku kompletnie nie ten wzór, który był zamówiony. Wystarczyło zadzwonić do sklepu. Miła pani przepraszała za pomyłkę i obiecała dosłać odpowiednie spodnie. Obiecywała tak 3 razy, aż wreszcie przestała odbierać ode mnie telefony. Kamala została więc z jedną parą spodni w jakieś kretyńskie groszki. Potem było tylko gorzej. Hiv miał urodziny, więc uznałam, że dam mu książkę. Jedną konkretną. Nie było jej w księgarniach, ale mieli wznowić wydanie właśnie we wrześniu. Zamówiłam więc, zapłaciłam. W dniu przewidywanej premiery i pojawienia się książek w sklepach dostałam maila, że cała akcja przesunięta jest na... maj 2017 roku. I czy w takim razie chcę poczekać czy chcę dostać kasę z powrotem. Chciałam kasę, na szczęście oddali od razu. Ale Hiv nie dostał książki. Następną klęską były zdjęcia. Raz do roku z Noelle wywołujemy zdjęcia, normalne, tradycyjne, analogowe zdjęcia. W tym roku zależało nam na czasie, bo zbliżały się urodziny jednej z naszych woodstockowych żon i jednego z naszych mężów. Zamówiłyśmy więc odbitki online. Jest firma, która się tym zajmuje. Wysyła się im foty z dysku i oni wysyłają odbitki na wskazany adres. Robiłam to dotąd 2 razy i wszystko było okej. Tym razem nie. Czekałam raptem miesiąc! Przy zamówieniu priorytetowym, dodam. Dzwoniłam do faceta 5 (pięć) razy, a on mnie po prostu robił w... No. I kiedy straciłam już nadzieję (dawno już było po urodzinach Łychy), przyszła paczka ze zdjęciami. Z wieeeeeeeeelką ilością zdjęć. Ponieważ postanowili wywołać je po 2, 3 a nawet 4 razy. Mamy więc z Noelle pełno podwójnych, potrójnych, a nawet poczwórnych zdjęć... Rozdajemy więc, dołączamy do prezentów etc. Na szczęście płaciłyśmy tylko za pojedyncze. W każdym razie - to jeszcze nie koniec. Do jutra muszę napisać artykuł (jeszcze nie zaczęłam). Wiedząc wcześniej, czego będzie dotyczył, kupiłam książkę. W sklepiku internetowym pewnej organizacji, którą znam, której ufam itd. Było to na począteczku listopada. Od razu zrobiłam przelew i czekam. A wysyłka oczywiście priorytetowa. Czekałam raptem 3 tygodnie, bo pani odpowiedzialna za wysyłki była na zwolnieniu, a reszta ekipy nie miała dostępu do bazy. Podczas rozmów telefonicznych poznałam całą ekipę sklepu, z szefem włącznie. I wreszcie przyszła moja książka, parę dni temu, w sfatygowanej kopercie. Mniej więcej w tym samym czasie, na początku listopada, kiedy zaczęło się robić zimno, zorientowałam się, że w sumie nie mam czapki. Więc kupiłam. Czapkę made in Poland, priorytetem. I czekam. Na drugi dzień facet napisał maila, że wysłał przesyłkę. Więc czekam. Po tygodniu piszę do niego. W odpowiedzi odesłał mi link do śledzenia przesyłki (faktycznie wysłana) i tekst "gdzieś zaginęła :(". Turlałyśmy się z Noelle po podłodze. Wreszcie czapka doszła, 2 dni przed książką, ale co mi łeb zmarzł, to moje. No ale kurde - 3 tygodnie czekać na przesyłki priorytetowe z Polszy? Kraju, który nie jest rozciągły jak Stany Zjednoczone? Obłęd w ciapki.
Wczoraj zamówiłam suplementy oraz książkę dla pani, której robimy Szlachetną Paczkę i już się boję, co się stanie. Ale może skoro to tym razem nie dla mnie, to dojdzie przed końcem roku... Boki zrywać.
Noelle, niczego nie przeoczyłam? Tyle było tych porażek, że mogłam którąś przegapić.
Myślę i myślę i chyba to wszystko, ale tak naprawdę to tylko jakże świetna część wspaniałych przygód, które ten rok (wiadomo jaki) nam funduje.
OdpowiedzUsuńWierzchołek góry lodowej ;) Czy utoniemy...?
Usuń