piątek, 21 października 2016

dream on

Tydzień minął, a mi się zdaje, jakby ten Gdańsk wieki temu był. Albo nigdy może. Choć trochę za nim tęsknię. Nie wiem, jak można być aż tak sentymentalnym. Tydzień minął i obfitował w wydarzeń wiele. Codziennie musiałam się tłumaczyć z tego, co jem i dlaczego. Nie ma nic bardziej męczącego w tym. Prowadziliśmy z Wiceprezesem zajęcia z filozofii i tym sposobem straciliśmy swoje naukowe dziewictwo. Tak nam jeden psor powiedział. Byliśmy też na tych urodzinach u Rotena. Bardzo się ucieszył, ściskał nas i całował. Mamy teraz nadzieję, że dzięki temu trochę nam odpuści z tym oczekiwaniem tekstów dysertacji. Jak to brzmi w ogóle... Jak choroba jakaś. I The Cure z Hivem i dzięki niemu. Już sobie przypomniałam, dlaczego kiedyś tak namiętnie na koncerty jeździłam. Łatwo wrócić do starych nałogów. Teraz słucham więc Pixies i Scali. No i właśnie - może chciałby kto 26.11 na Scalę do Berlina skoczyć? Wcale nie tak drogo... I to tylko jeden dzień przecież. A jak warto!

Bardzo warto przecież. Na Scalę czekam od 8 lat aż do Polski dojadą - jak na razie bez skutku. Wieczne kiedyś, wieczne jutro. To czemu by naprawdę nie jutro? Z wszystkim czekamy i czekamy, na święte nigdy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz