sobota, 23 stycznia 2016

Zastanawiam się, czy znam kogoś, kto naprawdę jest sam. Tak kompletnie, zupełnie sam, żadnej z nikim relacji, żadnego porozumiewania się. I nie wydaje mi się. Ciekawa jestem, czy takie życie byłoby łatwiejsze. Ostatecznie nie zdecydowałabym się na to, ale chwilami życie z kimś, nawet niekoniecznie takie na co dzień, znanie kogoś po prostu bywa cholernie trudne. Nie wiem, z czego to wynika, że niełatwo się dogadać i potem latami wraca się do minionych już błędów i przez kolejne lata tworzy się nowe rany. Ostatecznie przypomina to potem jakąś taką przetartą tkaninę, którą właściwie można by zacerować, ale nigdy już w tym miejscu nie będzie mocna i nigdy nie będzie to dobrze wyglądać. Nawet jeśli szycie jest tylko od spodu i na pierwszy rzut oka trudno się zorientować. To bywa cholernie męczące, a widzę to wszędzie, u siebie oczywiście również. Nie wiem, co można zrobić, żeby to się nie przecierało dalej. Co z tego, że jedna i druga strona chcą teoretycznie tego samego, a więc pokojowych kontaktów, w miarę satysfakcjonujących, skoro i tak w kółko dzieje się to samo. Wreszcie ma się dość i co wtedy? Jedynym wyjściem naprawdę jest spakować swoje zabawki i odejść z piaskownicy? Sama już nie wiem, bo z jednej strony to taki znak czasów - coś nie działa, nie ma co naprawiać, trzeba dać se siana. Z drugiej jednak - nie wszystko naprawić można, a na pewno nie w pojedynkę i bycie w tym mimo bilansu ostatecznie ujemnego wydaje się nie mieć sensu. Strona trzecia - to często są relacje naprawdę trudne do zerwania, jak choćby te rodzinne, z rodzicami, rodzeństwem. Tych więzów nie da się tak po prostu przeciąć. Dobrze by było, gdyby ktoś wymyślił jakiś sposób na to, jak ludzie mogą się wreszcie dogadać, to chyba najbardziej potrzebny wynalazek. Szkoda też, że tak często traci się dystans, bo to powoduje, że te rany się tworzą. Nie daj się pognębisz. Jak się dasz, to właściwie sam się przyłączasz do swojego "oprawcy". Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Ostatnio w filmie niezbyt wysokich lotów, takim o dzieciakach z high school, usłyszałam świetne, bardzo mądre zdanie: akceptujemy taką miłość, na jaką w naszym mniemaniu zasługujemy. Te wszystkie niesnaski biorą się więc stąd, że sami z sobą nie żyjemy w zgodzie, a inni tylko się przyłączają? Trudno jest dbać i o siebie i o innych. Bardzo mnie to zmęczyło ostatnio gdzie indziej, a dziś u mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz