piątek, 5 czerwca 2015

sam się rozgryza orzech

Jak się było małym i było źle, nudno, coś bolało to się po ukojenie biegło do mamy. Wszystko się komplikuje, kiedy się już jest dużym, a z mamą nie ma się takich relacji, żeby można było do niej biec i chlipać w rękaw. W ogóle dorosłość jest pod tym względem trochę do kitu, bo nie bardzo jest do kogo biec, trzeba zgrywać twardziela i nie obarczać innych swoimi problemami. Na szczęście jest jedna taka osoba i jedno takie miejsce i z tego dziś skorzystałam. Niewiele to pomogło i niczego nie rozwiązało, ale sam fakt uzyskania zrozumienia i możliwość obśmiania tego całego absurdu wielce była kojąca. Nie polegało to na biegu w sensie dosłownym ani nawet nie na chlipaniu, chyba że ze śmiechu. To naprawdę jest pozytyw, że się ma taką osobę, z którą można tak uczynić sobie nawzajem i już jest choć trochę lepiej. I takie miejsce jak to. Takie małe, skromne, ale takie poukładane. Kojarzy mi się z dobrymi czasami, kiedy jeszcze się dorosłym wcale nie było. Wszystko tam jest i wszystko świetnie działa. Wszyscy są mili, weseli, normalni, jedynie mocno zakręceni, ale to na plus. Trochę się tam pobędzie i jest się autentycznie spokojniejszym i ukojonym. Aż czasem żałuję, że do tego nie należę.

1 komentarz:

  1. Należysz. W określony sposób, ale każdy tak tam należy, w określony sposób. A czuję jakbyś należała, więc tak chyba musi być.

    OdpowiedzUsuń