(A więc jednak Oscar.)
Dzieje się ostatnio tyle, że nie wiem nawet, o czym mam mówić. W gruncie rzeczy niewiele się jednak zmienia. A być może nawet zupełnie nic. To po prostu taki natłok wydarzeń, migawki, które pojawiają się jedna po drugiej, a ja nie wiem, w którą stronę mam patrzeć, żeby zdążyć wszystko obejrzeć. Nie mam jednak pewności, czy coś z mi z tego zostanie prócz miłych, bo miłych, ale jednak wspomnień. Zdaje mi się, że zaczyna mi chodzić o coś innego niż wspomnienia, tylko jeszcze nie wiem, o co.
Na stoliku leży więdnący hiacynt, który przypomina mi o piątku łączącym w sobie kilka równoległych światów. W nocy staliśmy na Wzgórzu Przemysła i zastanawialiśmy się nad tym, jak odzyskać niewinność, a utracić naiwność. Naiwna bowiem jestem niesłychanie, jak mały szczeniak. Niewinna za to w ogóle nie. Ostatecznie do niczego nie doszliśmy, bo intuicyjnie środek ciężkości przenieśliśmy na typowanie momentu, w którym niewinność się traci. Skojarzenia z seksem należy odrzucić. Można być w tym naprawdę niewinnym (patrz: "Przełamując fale").
Ale czy niewinność w ogóle można jakoś odzyskać?
***
Czytałam sobie ostatnio eseje Kundery. Dziś je akurat skończyłam. A raczej on je skończył makabryczną dość refleksją o tym, że wobec żywych martwi mają miażdżącą przewagę. Wszyscy martw wszech czasów, martwi z przeszłości, martwi z przyszłości. To tyle prawda, co i nonsens. Bo wychodzi na to, że wszyscy właściwie już jesteśmy martwi. A czy to nie jest tak, że życie, choćby tylko jedno pośród wielu śmierci, ma zawsze przewagę nad martwotą?
***
Wczoraj poznałam hipisa. Dotychczas myślałam, że paru ich znałam, ale to bzdura. Wczoraj spotkałam pierwszego. Był młody i stary jednocześnie, miał kolorową torbę i wesołą gębę. Piękną mówił poezję o walce w obronie ideałów, najlepiej w Bieszczadach, z kpiącym jednakże uśmiechem, jakby wiedział, że to walka z wiatrakami, którą i świat (i on sam zresztą w duchu też) zawsze będzie wyśmiewać. Na do widzenia wystawił w moją stronę victorię, a dziś pewnie jest już w Krakowie. Albo naprawdę moczy nogi w Bieszczadach, broni zapomnianych ideałów, kocha się nago w pokrzywach i po prostu dobrze się bawi.
Nie włożyłam hiacynta do wody i wygląda już bardzo źle. Ale nadal upojnie pachnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz