niedziela, 14 grudnia 2014

zawiani wichrem - odc. 1. i oby ostatni!

Listów napisaliśmy rekordowo dużo, tak więc jest mały powód do dumy. Listy w moim imieniu pisały moje zwłoki, obok siedziały - w nieco lepszym stanie - zwłoki mojego kolegi, Marka. Trzeba bowiem wiedzieć, że kolejna fantastyczna przygoda za nami! Nie wiem, czy jest się czym chwalić, szkoda by jednak było tego nie uwiecznić, tym bardziej, że na starość ma powstać dzieło dokumentujące naszą durnotę. Więc żeby nie zapomnieć.
Otóż po mojej historycznej obronie została mi brandy, przeznaczona dla mojego promotora. On się jednak na obronę nie stawił, więc wiadomo - nie zasłużył. Brandy stała sobie schowana przez długie tygodnie, aż w końcu doszłam do wniosku, że się jeszcze nie daj Boże zepsuje, a temu trzeba rychło w czas zapobiec. W piątkowy wieczór więc spotkaliśmy się w czwórkę pod mo... eee.. nad rzeką. Noelle, Marek, Czacha i ja. Ja miałam brandy, colę i krówki. Czacha miał czapkę mikołajową i dziwaczne elfie uszy, które sobie potem obaj założyli, Marek za to miał colę i Jim Beama, z racji swojej Pierwszej Wypłaty. Jim Beam nie był na imprezę zaproszony, ale skoro przyszedł... Warto nadmienić, że nad rzeką szalał orkan Aleksandra, warunki więc mieliśmy pierwszorzędne. Noelle odfrunęły z 3 kubeczki, a śpiewy nasze, których przedmiotem były najdurniejsze znane nam pieśni, niosły się z wiatrem hen heeen. Nad rzeką długo jednak nie byliśmy. Potem poszliśmy jak ludzie do knajpy. I na tym właściwie mogłaby się opowieść skończyć, gdyż od tej pory wersje naszego wieczoru zadziwiająco się różnią. Całą prawdę zna chyba tylko Noelle, którą przed amnezją uratowały wrzody.
Wszystko powoli zaczęło wyjaśniać się nazajutrz. Oto, jakie ten wieczór przyniósł ze sobą ofiary:
  • w moim przypadku - dwudniowe zwłoki, takiż też wstręt na myśl o pokarmach, o napojach nie mówiąc, przeświadczenie o tym, że uzasadnionym byłoby zmienić imię (niegdyś w Bieszczadach Lil, chcąc użyć słowa 'degeneracja', przejęzyczyła się i powiedziała 'degenara'. Degenara byłoby świetnym imieniem dla mnie. Dla Lil - i nie tylko - też. Nikomu nie będę odmawiać prawa do tożsamości. Maaałe Degenarki). 
  • w przypadku Czachy - opierdol od lubej
  • w przypadku Marka - torba, a w niej: reszta Jim Beama, zeszyt z turboważnymi hasłami do systemów sieciowych w firmie, czapka, kaptur i parasol. Goły łeb w sezonie zimowym gratis.
  • w przypadku Noelle - zdematerializowane 20 zł oraz konieczność użerania się z trójką będącą na nieco innym już etapie. Prócz trudnej, okrężnej drogi do domu (naprawdę przepraszam!), dla przykładu:
- Indygo, gdzie masz telefon?
- Czacha ma.
- Czacha?
- Hm?
- Masz telefon Indygo?
- Tak. 
- To daj mi go.
Brak reakcji.
- Czacha?!
- Masz telefon Indygo czy nie?
- No maaam. 
- To daj mi go. 
W dalszym ciągu brak reakcji.
- NO CZACHA!?
- Hmmmm?!
- Daj mi telefon Indygo, jeśli go masz!
- Aaaa, chodzi ci o aparat telefoniczny!
- Taaak, brawo!
- No. To ja go nie mam. 

Zaniepokojonych spieszę uspokoić - telefon leży sobie spokojnie obok mnie. W każdym razie - wszyscy dotarliśmy do swoich baz o dość wczesnej porze. Czacha się zdematerializował, poszedł bowiem - jak się okazało nazajutrz - po resztę opierdolu. Wtedy też zdematerializowała się torba Marka. W nocnym wymieniliśmy się jeszcze wszyscy sms-ami. Na prośbę Marka, bym dała znać, jak już dotrę całkiem do domu, w mojej głowie zrodziła się niezwykle głęboka myśl, że ja przecież tak całkiem to nigdy do domu nie dotrę. Nie omieszkałam się z nim tą obserwacją podzielić. Marek nieco spanikował, spanikował jednak dużo bardziej rankiem, kiedy nie znalazł obok siebie ani swojej torby, ani swojego kompana - Czachy. Ten drugi się znalazł, ta pierwsza - jak dotąd - nie. Być może dlatego, że szukaliśmy jej w innym miejscu, niż była ona widziana po raz ostatni. Chociaż... To chyba subiektywne odczucia.
Za karę za nasze błędy poszliśmy więc uczynić trochę dobra i napisać te listy. W kawiarni miło bardzo było, atmosfera świetna, ludzi mnóstwo, bardzo przyjaźnie. Przyjaźnie aż do tego stopnia:
koordynatorka: może ciasteczko?
ja: nie, dziękuję. dziś akurat nie mam ochoty.

Po napisaniu listów 20, wyleźliśmy w ziąb i udaliśmy się do sklepu po lody-koniecznie-wodne. Szczękając zębami i nie mogąc trafić lodami do dziobów, doczłapaliśmy się w miejsce, w którym nasze drogi się rozeszły. Całą przygodą byliśmy już nie tyle załamani, ile ubawieni. Poczyniliśmy jednak wiele postanowień na przyszłość. Np. na wspólne toasty nie brać nigdy ze sobą żadnych pieniędzy prócz niezbędnych drobnych, nie brać też ze sobą żadnych zbędnych butelek i tak dalej w tym guście. Jest wartko - spuentował Marek.
Ja też mam puentę. Jako Polacy, pozostajemy przy rodzimych wynalazkach, a nie strugać będziemy wielkich panów, co to gustują w trunkach z górnej półki. Puenty część druga - William, pamiętasz, jak doradziłeś mi, że skoro nie mam co z flaszkami magisterkowymi zrobić, to dobrym pomysłem byłoby dać Tobie tę większą? Ja Ci nie dałam i teraz widzisz - być może uratowałam Ci tym życie! Ilu szkód dzięki temu uniknąłeś!

7 komentarzy:

  1. No coz... Podróż Galeonem oddaliła się nieznacznie. :-D ale.... Wina z bidonu mi nie odmówisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście to póki co daleka perspektywa. Ta wizja mnie napawa nieco przerażeniem. Wiem, że rozumiesz ;>

      Usuń
  2. Wiem:-D \ znowu problem z komentarzami... Will.

    OdpowiedzUsuń
  3. Od razu mówię, że całości nie czytałam, bo jestem na skraju wszelkiej wytrzymałości i to dla mnie za dużo, ale... NIE WIERZĘ!!! ZAPOMNIAŁAŚ! STRACIŁAŚ PAMIĘĆ? O, mój Boże...
    Nie chciałam powiedzieć "degeneracja", tylko użyć skrótu właściwego dla degeneratki - "degenEra", a wyszło mi "degenara", co brzmi jak imię dla złej córki.
    Tak, to jest istotne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, nie czytałaś w całości, ale na komentarz Ci siły starczyło. I to jeszcze jaki głośny... Otóż tak, Lil, utraciłam pamięć, wycięło mi część wieczoru. Potem jednak pamięć wróciła i moja rozpacz była ogromna.

      No widzisz, Bieski nasze tak dawno już były, że tu też mi się pamięć zaciera ;(

      Mam też garść informacji. Po 1. - na 99% w poniedziałek panie z dziekanatu mają już wolne... Po 2. - mam swojego kompa znów, nie wiem tylko, czy się jeszcze kiedyś na gg dostanę, próbuję ze wszech miar.
      Po 3. - co się tam z Tobą wyprawia? Ubolewam wielce, że nie możemy paru kwestii omówić. Skajpa też nie mam. Ale mam maila jakby co...

      Usuń
    2. Zawsze mówię głośno, sama tego doświadczyłaś.
      A ja nie nawiązywałam do Twojego wieczoru przecież, cóż mi do tego, tylko wyraziłam zdziwienie, że zapomniałaś albo nie zrozumiałaś już wtedy, na czym właściwie polegała sprawa ze zdegenerowanym dzieciakiem w moim wykonaniu. Przelatywanie wzrokiem po notkach nie wychodzi.

      Dzięki za info, miałam nadzieję, że dziekanat będzie nieczynny, bo jestem chora. Przykro mi, że męczyłaś się z kartką na darmo, ale mówiłam Ci rok temu, że nie przepadam za prezentami.

      Dobrych dni Ci życzę.

      Usuń
    3. Oj, nie podoba mi się to wszystko. Whatever.
      Co Ci dolega?
      I błagam, błagam... Nad niczym się nie męczyłam - to po 1., a po 2. nie tylko o kartkę chodzi. Sru, dostaniesz po Świętach.

      Usuń