Zdominowane przez dwie osoby. Jeżeli oczywiście mówimy o ziemskim naszym padole. Ach, no może przez trzy i od tego zacznę. To oczywiście jest absurdalne, ale uważam, że to nie jest miłe słuchać kogoś przez 3,5 tygodnia, a potem już nie. Codziennie się z kimś jakoś tam spotykać, z kimś i z Kimś, a potem co? Radź se sam człowieniu. Otóż tak. Przyzwyczaiłam się za bardzo do jednego słuchowiska i jakieś 70 tysięcy ludzi czuje się pewnie podobnie. To raz.
Dwa. Wrócił przed paroma dniami, ale nie poszłam się przywitać, bo robiłam żarcie świąteczne. Na drugi dzień też nie poszłam, bo leżałam z gorączką. Więc on przylazł do mnie, przynosząc mi szok witaminowy w postaci soków, jogurtów i tureckich ciastek. Posiedzieliśmy i było tak po staremu. Jakbyśmy się widzieli przed tygodniem, a nie kwartał temu. Wczoraj trzymałam palce na jego gardle i przez chwilę naprawdę myślałam, żeby może ścisnąć mocniej. On wie, że tak czasem myślę.
Trzy. Choć świat nami gardzi, evviva kloszardzi! Jest u mnie na osiedlu taki kloszard. Kojarzyłam go z widzenia, latem mnie zagadał i od tego czasu mówimy sobie 'dzień dobry'. Co ciekawe, latem nie zagadał mnie o fajkę czy jakieś drobne, tylko pochwalił mój strój, a potem obwieścił, że on się czasem o mnie martwi, bo mu się wydaję smutna. Przedziwne. Kloszard ten albo pokazuje się tu codziennie albo nie ma go tygodniami i wtedy z kolei ja się trochę martwię. Ma pewnie koło 60-tki, czasem taszczy ze sobą puszki no i wiadomo - styl życia ma specyficzny. Różami nie pachnie, trzeźwy jak niemowlę też rzadko bywa, ale w porównaniu do innych takich, prezentuje się nadzwyczaj dobrze. I coś w sobie ma. Czasem, gdy go widzę, myślę sobie, że typ jakich wielu, a czasem mi się wydaje jakiś taki... wiele wiedzący. No i dobra. Przedwczoraj, popołudnie w dzień wigilii, wieje, aż łeb urywa, ja idę z psem. Skręcam już za swój blok, kiedy słyszę:
- Dzień dobry pani! Wesołych Świąt!
To on. Siedzi sobie na przystanku bez celu. Odpowiedziałam mu i poszłam. Już na klatce przyszło mi do głowy, że jakimś chyba jestem matołem, więc szybko chwyciłam jakąś torebkę, napakowałam do niej owoców, pierników i ciasta i wyleciałam z powrotem. Idę na ten przystanek, daję mu tę tytkę i mówię, że Gwiazdor mu przyniósł. On się oczywiście ucieszył, podziękował i tak sobie zaczynamy rozmawiać. Siatka z puszkami leży gdzieś obok, koło niej butelka po piwie, w czarnych palcach trzyma papierosa. Siedzimy z 20 minut, w międzyczasie przechodzi masa ludzi, on prawie wszystkim składa życzenia, wszyscy jemu także. Mówi mi, że on tu wszystkich zna i szanuje. I widzę, że wszyscy jego też. Opowiedział mi o najnowszych osiedlowych wydarzeniach, potem o sobie, bo go trochę wypytałam. Nie wiem, skąd się tu pojawił, wiem natomiast, że jego żona i dziecko nie żyją i to pewnie nie bez znaczenia w tej jego ścieżce. Mówię mu, że współczuję, on za chwilę cieszy papę i znów do kogoś woła 'wesołych Świąt!'. Potem mi jeszcze opowiada coś o Biblii, później jakieś historie jeszcze sięgające komuny. Aż wreszcie zaczyna mnie maglować. To też mu powiedziałam wszystko, co chciał. W międzyczasie przeszliśmy na ty, później mi powiedział, że jakby co, to mogę na niego liczyć. No takie rzeczy. Przyszedł potem jakiś jego kumpel, więc opuściłam ten przystanek, uściskawszy się przedtem z moim nowym przyjacielem. Takie coś. Dziś też chwilę gadaliśmy. W tej całej historii najbardziej rozwaliło mnie to, że nie tyle ja go słuchałam, starając się zrozumieć, ile to, że on tak w lot zrozumiał mnie. Się z taką łatwością wczuł i wiedział. Pomijawszy już fakt, że on naprawdę wszystko widzi i wie o wszystkich. Widzi, kiedy ktoś jest smutny, kiedy zły, widzi każdego z osobna. Jurodiwy?
Och, wspaniale! Cieszę się, że Ci o tym słuchowisku dałam znać, ale pamiętaj, że istnieje mnóstwo takowych - Szustaka i wielu innych, a najważniejsze, że jest On. To chyba do Niego się przywiązałaś, właściwie jestem tego pewna. Dlatego właśnie nie musisz radzić sobie sama.
OdpowiedzUsuńLudzie... Tak. Są i takie pozytywy. Nie zaciskaj tych palców, wiem, że byś żałowała.
Dobrości! :*
Wiem, wiem! Ale on sam mówi, że jest klechą dla świrów, w dodatku dość zabawnym, więc wiesz ;> Zresztą no właśnie - ja Ci tłumaczyć akurat chyba niczego nie muszę.
UsuńTego, że chciałabym niektórych udusić chyba też nie ;>
Cieszę się, że masz się dobrze, niech tak będzie jak najdłużej - jak się da, to zawsze.
I wiesz co? Z tęsknoty za Biesami powzięłam dziś zamiar zakupienia za 3 dni pigwóweczki :P
Trwaj w łasce! Powstrzymaj mordercze zapędy :D Mamy swoim życiem świadczyć ;> ON jest wywrotowy i podnosi wariatów, by wypić z nimi wino! :D Szustak sam mówi, że chciałby choć odrobinę Go przypominać, to chyba marzenie nas wszystkich.
UsuńPigwóweczka dobra, ale bez Ciebie nie smakuje tak samo :(
Och, nie jest łatwo.
UsuńNo i właśnie - tego się obawiam. Pierwszy łyk złamie mi serce ;D Wczoraj rozmyślałam o naszej pigwóweczce oraz bieszczadzie z termosem w ambonie od zjeżdżalni. Chcę tam wróóóhuuuhuuuciiić! ;(
Wygląda na to, że zmuszone jesteśmy tam wrócić, w innym wypadku czeka nas obłęd totalny - o ile mnie już nie dopadł... ;>
UsuńEj, właśnie, myślałam dziś o naszych zdjęciach i tym cudownym postoju między Cisną a Jabłonkami oraz o moich rozwalonych buciskach. Och, jak było cudownie! <3 Ta wyprawa stanowi dla mnie jeden z największych pozytywów roku 2014 - podróż do Ziemi Obiecanej :D
To chyba konieczne. Ja również czuję, że obłęd jest bliski!
UsuńZamierzam dziś przy pigwóweczce obejrzeć te zdjęcia. Serce mi pęknie najprawdopodobniej, ale nic to. Bieski były niewątpliwą czołówką tego dziwnego wielce roku. Cóż nam przyniesie następny?