Dzień dzisiejszy prócz wycieczki do miasta przyniósł ze sobą wizytę Hiva właśnie. Zrobiłam nam dobry podwieczorek. Hiv swojego nie dokończył, ja swój tak. Omnonomnom.
Gdy poszedł, zasiadłam do mojej ukochanej pracy magisterskiej. Przede mną prócz wstępów, zakończeń itd., ostatnie ~10 stron. Wkładu własnego, podsumowań. Przez godzinę myślałam więc, czy już wiem, czym jest mądrość, jak być mądrym itd. No i nie, nie wiem. Przejrzałam notatki, okazało się, że panuje tam straszny chaos. Przepisałam je więc na nową kartkę. Potem z tych notatek zrobiłam kolejne notatki i tak kilka razy. W międzyczasie wyszłam oglądać 1z10. Usiadłam przed tv, bolejąc nad tym, że tak naprawdę nie mogę przecież tego oglądać, bo mam robotę, nie mam czasu. Siedziałam dalej. Usłyszałam pytanie z kategorii: filozofia. Wyszłam, wróciłam przed monitor. W kolejnym międzyczasie wraz z moim kompanem napisaliśmy piękny (dwu)wiersz, który oddawał całą prawdę istnienia. Może powinnam go umieścić w zakończeniu? Przez wzgląd na kontrowersyjny język, utworu tutaj nie przytoczę. Ale świat się jeszcze o nas i naszym talencie dowie, to pewne. Tymczasem nadszedł kolejny międzyczas, który przeznaczyłam na mailową wymianę refleksji z Orianą. I to można przytoczyć, co w imię naszej przyszłej sławy niniejszym czynię.
(...) Co do słodyczy.. Chyba zaraz nie wytrzymam i coś zjem. Przed chwilą wprawdzie zjadłam pierogi, ale to nic.. A Ty już możesz na nie patrzeć czy wciąż nie?
A w piątek przychodzi do mnie Noelle i zrobię buritos! U Hiva podpatrzyłam. Ahm, znowu jesteśmy pokłóceni. Opowiedz coś o swoim jedzeniu.
Wciąż nie mogę, ale i tak jem, bo przecież człowiek musi coś robić, żeby sobie nie strzelić w łeb. Buritos? A co to? I o co Ty się pokłóciłaś z Hivem? Przecież to niemożliweeee. O moim jedzeniu? Nie no, niestety tu się nie mam czym ppchwalić. Ja jeśli już coś robię w kuchni, to są to rzeczy typu koktaile, ciasteczka...A, wiem, co Ci mogę opowiedzieć: ostatnio w Lidlu był tydzień azjatycki i jak nawiedzona nakupowałam makaronów(gryczany, sojowy i do woka - gryczanych to mam chyba z 15).
Buritos - taka jakby toritilla z dowolnym nadzieniem. Zaraz się zresztą za to wezmę, bo na to cholerstwo nie mam już sił.
Z Hivem pokłóciłam się o wszystko i o nic, norma. Ale dziś u mnie był. Grzebał w mojej mgr i boję się, że powklejał tam teksty z Króla Juliana czy coś w tym stylu i potem komisja przeczyta, że 'na hopsalni nie da się hopsać' albo coś i przejdę do historii..
A jakie koktajle robisz?
A te makarony mają różne kolory?
Ach, i przykro mi z powodu tego kursu. A raczej braku kasy na niego.. Ale gratuluję Ci poziomu! Zobacz, znasz szwedzki, wietnamski, angielski. Nieważne na jakim poziomie, ale znasz. Ja już nie znam nic.
Z tą zabawną sytuacją masz rację. Szklany sufit, więc brak kasy, więc szklany sufit. To się nazywa impas, z francuskiego..
Z impasem trzeba coś zrobić!
No pewnie, że trzeba, ale mi się nie chce. No nie chce mi się i już. Wczoraj napisałam to Filozofowi, bo jemu koniecznie zależy na tym, żebym dążyła ku szczęściu. A ja mu mówię, że sobie siedzę w skorupie i mi się nie chce i w nosie mam. Tobie się coś chce?
E tam. Dążenie do szczęścia prowadzi ku tragedii. Gdybym się tak nie zafiksowała na tym, że chcę być szczęśliwa i że mam tylko to jedno życie które w każdej chwili może się skończyć, więc je trzeba wykorzystać, to zapewne żyłoby mi się spokojniej.
A z tym dialogiem to jest problem. W mojej pracy postuluję dialog. Tzn. mam zamiar postulować.. No ale o ile w życiu publicznym, społecznym to jest ważne i pewnie nawet konieczne, to czy w prywatnym także? Po co mam gadać z kimś, kto np. uważa, że hipisi to gówno? Niech spada. Och Oriano, jakie to trudne.
No i masz rację. Niech spada. Zdrowe podejście. Nie to co ja. Wchodzę w dialog i szlag mnie trafia, co prowadzi do tego, że rozczarowuję się tak sobą (matko, jaka ja nietolerancyjna, niereformowalna, nigdy się nie dopasuję do tego świata), ludźmi (matko, jacy niedojrzali/ograniczeni/inni) jak i światem (co za dno, co ja tu w ogóle robię).
Mam dla nas piękną pieśń, leci ona tak - co ja robię tuuu, uuuu uuu, co ty tutaj robiiiisz? Obie możemy to sobie nawzajem zaśpiewać. Albo też inną - but I'm a creep, I'm a weirdoooooo, what the hell I'm doing here, I don't belong here. Nie wiem, może zajmę się tworzeniem składanek dla outsiderów..
A jak Ci idzie przeżywanie kolejnych 5 min tylko, bez zastanawiania się nad resztą?
Przeżywanie najbliższych 5 min nie idzie mi ani trochę. Ale przeżywanie odcinka czasu bez myślenia o przyszłości czasami mi wychodzi. Nie mniej, to trochę działanie wbrew naturze, bo ja jestem osobą z dużą motywacją osiągnięciową, więc ja niemal naturalnie jestem zaprogramowana na przyszłość. No ale co, jeśli przyszłości niema lub spłata mi figla? I jeśli teraźniejszość jest koszmarna? Bawmy się więc choć trochę. Czasem słucham wspomnień ludzi z młodych, szalonych lat.. Moje największe szaleństwo, to puszczanie baniek mydlanych, które irytują niektórych zgryźliwych ludzi.
Bawmy się choć trochę - hahahaha, Oriano, mam pomysł. Napiszmy manifest, ta fraza stanie się naszym hasłem. Skonałam ze śmiechu. (Zauważyłaś ile mam świetnych, niedorzecznych pomysłów jednocześnie?). Ale masz rację, musimy się bawić, choćby za wszelką cenę, hahah. Ooo nie mogę.
To może założymy jakiś klub starych babć? Bo Ty cierpisz, a i ja cała strzykam i trzeszczę. Jak jakaś drewniana marionetka. Ostatnio wyczytałam, że jak się nie uprawia seksu, to wysuszają się chrząstki. Zamienię się w piasek jak pewien wieśniak z chińskiej baśni.
O, to może przez te wysuszone chrząstki moja noga nie działa poprawnie. O kurna, jaki ubaw. Klub starych babć jest okej, ten manifest może dotyczyć tej właśnie organizacji.
I bardzo mi przykro, że się tak męczysz z magisterką. Ja też bym się męczyła, gdyby nie to, że muszę się męczyć z opowiadaniem. Obiecałam sobie, że je napiszę i koniec.
O jak się męczę, o żebyś wiedziała (wiem, że wiesz, ale muszę dodać dramaturgii), jak ja się męczę! Przykro mi, że i Ty się męczysz. Czuję się, jak jakiś szeregowy, co gnać musi po poligonie, choć już nie ma siły, ale dowódca każe, drze się i w razie nieposłuszeństwa - strzela. Wpadnę zaraz w jakieś bagno i wessa mnie ono na amen. Wessie? Ja już po polsku nie umiem.
I dzięki, ale żadna rewelacja z tym moim odnóżem. Boli nadal i może tak boleć przez czas jakiś, nie wiadomo jaki. Sprawę uważam za zamkniętą. Albo przestanie boleć albo wezmę toporek i se upierniczę tę nogę jak Kuba w „Chłopach”.
A lekarka zaleca masaż wirowy. Ale mnie nie stać, a na darmowy nie ma już miejsc. Matka kazała mi wsadzić nogę do pralki. Tylko że pewnie może mnie walnąć prąd. To by dopiero był zgon, nagroda Darwina za najgłupszą śmierć gwarantowana.
Jest doskonale. Obiecuję jednak już nie świrować i więcej takich wpisów nie dodawać. Pora też na deklarację. Do przyszłej niedzieli magisterka będzie gotowa.
A ja nie zawaham się szerzyć poezji. Niech naród wie jaki to ciężki kawał chleba.
OdpowiedzUsuń" Typowo
- chujowo."
Dalszy ciąg robienia mi na złość. No tak, czemu mnie to nie dziwi.
UsuńA co do naszego dzieła - zwykle mam tak, że jak na drugi dzień patrzę na to, co stworzyłam, to ogarnia mnie niesmak. Tym razem tak nie jest. Kawał dobrej poezji. Możemy być z siebie dumni.
Bo to nie jest tylko Twoje dzieło. To dzieło wspólne. Mój skromny udział w nim sprawia, że staje się ono ponadczasowe, genialne w swej prostocie i nie wzbudza niesmaku.
UsuńNo dobraaaa, ale - dzieło jest wspólne. Więc dzięki mnie też ma jakieś walory. Ta przeszywająca diagnoza, trafiająca w samo sedno - to moja zasługa. Fakt, że stworzyłeś dobry fundament, ale to ja postawiłam kropkę nad i.
Usuń(Mam ochotę zamknąć Markowskiego w piwnicy.)
I nie wypuszczać go stamtąd aż się nie poprawi. To straszny kawałek.
UsuńNie poprawi się.
UsuńObyśmy my, jako obecny głos pokolenia, nie skończyli kiedyś podobnie.
Nie wróżę nam dobrej przyszłości. Nie myśl sobie.
UsuńPrawdę mówiąc mi trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek przyszłość. Więc sobie nie myślę. Cóż, może być zabawnie. Niemniej jednak wolałabym takiego kiczu nie odwalać. Zabij mnie, kiedy tylko zacznę.
UsuńDobra, tylko nie wiem czy wtedy, kiedy już będziesz 'big star' to czy mnie do Ciebie dopuszczą.
UsuńMoi goryle, no tak. No ale przecież tworzymy wspólnie, więc chyba nie powinno być problemu. Zresztą, gwiazdorstwo mi (nam) nie grozi, teraz poeci nie są już sławni. Ale podtrzymuję prośbę, nie mogę przecież żyć w hańbie, przyczyniając się do rozkładu kultury. W wolnych chwilach możesz więc tworzyć ewentualne scenariusze mego mordu.
UsuńJak zaczniesz fiksować to już tylko sama.
UsuńŻe niby co, wyemancypujesz się i zaczniesz karierę solową?
UsuńZ wariatką pracował nie będę.
UsuńEkhem.. I kto to mówi?
Usuń(Organek jest ok, ale ten drugi kawałek. Co sądzisz?)
Że niby wariat? Gdzie?
UsuńMój umysł był gdzieś indziej. Znalazł się na Skubasa, zacny skok, to nasza zasługa.
Hah. Słodki ciężar, taak.
UsuńKurczę, dobrze się spisujemy w tym tygodniu! Tworzymy poezję, poprawiamy jakość listy.. Los powinien nas jakoś za to wynagrodzić, nie uważasz?
Kopem w tyłek?
UsuńMoże dla odmiany czymś fajnym? Co byś chciał?
UsuńSagę Dragon Lance. Kompletną, bo mam tylko część.
UsuńNoo.. zawsze możesz sobie kupić. Ale miałam raczej na myśli coś, co może Cię samoistnie spotkać. Miłego coś.
UsuńJa bym np. chciała, żeby mnie samoistnie napadła miła wena i płodność filozoficzna.
Hmm.. Czy to znów jest "orgia"? :|
Chyba nie bardzo. Nie wiem czy to jeszcze wydają.
UsuńPojęcia nie mam co mogłoby mnie spotkać miłego.
Pewnie tak. Idiotyczne określenie, prawda?
Na pewno dałoby się załatwić.
UsuńMoże Cię spotkać dobry nastrój jutro na przykład.
Czy ja wiem, czy takie idiotyczne w sumie.. Może to wystarczy i nie wyschną nam chrząstki i nie zamienimy się w piasek jak wieśniacy z chińskich baśni.
Jak mi skompletujesz serię to ją kupię.
UsuńMoże jak się wyśpię... O, mógłbym się wyspać.
Dwuosobowa orgia? To chyba nie te proporcje.
Branoc.
Można o tym pomyśleć. Kupisz za każdą cenę? Po 21.09. możemy negocjować warunki.
UsuńWyśpij się, ale śnij koszmary.
Co nie, co nie. Nie musimy się sztywno trzymać definicji. I pamiętaj - jesteśmy przecież elitarni. To dwuosobowa elita.
Do jutra.