Oto mój obecny stan. Czynników, które go powodują jest przynajmniej kilka. Największym pewnie ja sama, ale to się nie liczy, bo siebie mam zawsze, a szajbę wcale nie. Dostaję na łeb przez tę cholerną sytuację na świecie. Wszędzie się gada o tym, a wizje, które mnie nawiedzają są dalekie od stanu pożądanego. Brrr.. Abstrahując od tego - jestem unieruchomiona. Podwójnie, dosłownie i w przenośni. Dosłownie, bo prócz zwichniętego światopoglądu (ha..ha..ha..), stopa moja odmówiła posłuszeństwa i moja aktywność ogranicza się do dreptania z psem wokół bloku. I wycieczek na rentgeny i inne. Obawiam się, że mnie zagipsują i wtedy mnie szlag trafi jaśnisty. Ale nic na to nie poradzę. A moje unieruchomienie przenośne to oczywiście ta magisterka nieszczęsna. No nie mogę jej skończyć. Co dzień (praaaawie) coś tam nad tym myślę przynajmniej, ale.. Zeżarła mnie ta filozofia i tyle. Zaczyna się czwarty tydzień pobieszczadzki. Czwarty tydzień, kiedy siedzę przeważającą część czasu przy kompie nad tą pracą albo nad zachwalaniem wspaniałych zalet kształtek styropianowych, klimatyzatorów, wibratorów, pieczywa bezglutenowego itd. Paradoksalnie, czas miast się rozciągać, kurczy coraz bardziej. To nie jest dobry okres. Namiętnie żrę się z Hivem, wsiadam na Filozofa, unikam Kosmity.
W radiu Ciechowski. I nie wiem, czego mam słuchać na jesień.
Dobrze znam ten stan . Czas przed jakimś egzaminem. Minuty wyliczone i wciąż ich za malo.
OdpowiedzUsuńNie pociesza mnie to, że też zdarza Ci się tak cierpieć. Mimo wszystko jednak lepiej chyba wiedzieć, że istnieją inne szajbusy.
UsuńSwoje cierpienie zaKonczylem w ten piatek. Juz jest stabilnie. Ale wiem co to za szambo. Życzę wytrwalosci .
OdpowiedzUsuńCokolwiek to jest. Dzięki! Odetchnij, nie wypuszczaj stabilności z rąk!
Usuń