- Ej?
- Hm?
- Kiedy się wreszcie ogarniemy i zdecydujemy, co chcemy?
- Nie wiem.
- Ale zaczynamy musieć to zrobić.
- No wiem. Ale ja nie wiem wciąż, czego chcę. Z wszystkim. Raz se myślę, że chcę ufarbować włosy, nazajutrz, że nie. Raz, że chcę se zrobić doktorat, a za chwilę, że tylko nie to. Taka jakaś pojebana jestem rozdwojona.
- Idź z tym do psychiatry.
- No. I powiem mu - mnie są dwie, panie.
- Będę cię odwiedzać.
- Coś mi się zdaje, że miałabyś blisko. Przez ścianę.
- Nie no ej, ale trzeba jakoś ten, wiesz.
- No wiem. Ja sobie planuję, że zaplanuję, że się ogarnę.
- I jak to zrobisz?
- Noo.. postanowię coś i to zrealizuję!
- Aha. Hmm.. Powinnyśmy... nie wiem.
- No wiem.
- Bo zaczynamy tracić grunt.
- No, zwłaszcza ja.
- No ty to już w takim bagienku po kolana stoisz, ale ja już też zaczynam wyczuwać, że gleba jest miękka.
- Jesteśmy nieocenione w metaforach.
- Może powinnyśmy założyć jakąś firmę taką. Agencję reklamową czy coś. Metafora na każdy dzień.
- No, w agencjach się zajmują takimi pierdołami oderwanymi od rzeczywistości. I ludzie to kupują.
- Więc może to jest to. Bo użyteczność to u nas leży kompletnie.
- Fakt. Jesteśmy metafizyczne. Bo metafizyka to z gr. coś ponad fizykę. Wpiszę sobie to w CV chyba, że jestem metafizyczna.
- I spytają cię na rozmowie, o co z tym chodzi.
- To powiem, że jestem oderwana kompletnie. Pełen odlot.
- No tak, bo umysły to my mamy lotne.
- Wiesz co ja myślę? My mamy zbyt lotne umysły.
- Można mieć zbyt?
- No można, my mamy! Powinnyśmy założyć klub Zbyt Lotnych Umysłów. Sporo by nas było.
- Masz rację. To by była jedyna szansa dla nas niejednokrotnie. Wręcz na uratowanie życia!
- No, można by zrobić taki.. projekt. Teraz jak powiesz 'projekt' to już nic nie trzeba tłumaczyć. Stworzymy taki projekt klubu Zbyt Lotnych Umysłów i damy to do Unii, żeby nas dofinansowali. Jakaś tam aktywizacja społeczna czy coś.
- Tylko ktoś by nas musiał zaktywizować. Ktoś.. mądry bardzo. I też zbyt lotny umysł, który sam się jakoś ogarnął.
- Sokrates był bardzo mądry. On jest moim wzorem, od paru dni. Staram się myśleć, zanim coś zrobię, co by zrobił Sokrates. No ale Sokrates nie żyje, a poza tym ja innego nikogo takiego nie znam.
- Ja też nie.
-
-
- Martwi mnie to wszystko trochę. Dziś jechałam z Hivem w tramwaju i miałam zmartwioną minę. On spytał mnie, czemu mam takie oczy jak mała sówka. Odwróciłam się do niego i powiedziałam 'bo ja jestem mała sówka, hu huuu!'. Ech kuuuurde. Chciałabym nam coś.. wyczarować!
- Ale np. co?
- No nie wiem. Żebym np. stała się wtedy tą małą sówką. Byłoby przynajmniej śmiesznie. Byłoby dużo lepiej, gdyby świat był trochę bardziej śmieszny.
- Hah, no. Ale wiesz co? To trochę niepokojące, że my nadal wierzymy w magię. Może nie tyle w rzeczywiste krasnale, ale..
- Dlaczego nie!? Nikt przecież jeszcze nie udowodnił, że krasnale NIE istnieją.
- No w sumie. Ale gdyby tak można było wyczarować coś na tę naszą przyszłość..
- No, coś by się przydało, bo ona już przychodzi, a my zamiast ją poważnie potraktować, to się tylko z niej śmiejemy i wymyślamy jakieś nierealne rzeczy.
- No. 200 lat po Weberze, a my nadal żyjemy przed odczarowaniem świata.
- Ale za to świetnie tworzymy metafory. Tylko tworzymy ich aż za dużo.
- W sumie dlaczego za dużo?
- No bo w każdej rozmowie jest ich kilka, a miała być metafora na każdy dzień. Wyprodukujemy ich za dużo i co my z nimi zrobimy? A produkować musimy, bo przecież się zapchamy.
- Musimy do tego psychiatry jednak iść chyba. Powiemy, że wierzymy w krasnale i zapchałyśmy się metaforami.
- Może to by było dobre miejsce dla nas. Skoro nie możemy się dopasować do świata, dopasujmy świat do siebie i wejdźmy w środowisko, w którym i tak będziemy najbardziej ogarnięte.
- No ale co my tam byśmy robiły? Najlepiej pasujemy przecież na pacjentów. No bo co, projektować będziemy piżamy?
- O! Ale jakieś wesołe!
-
-
- A wiesz?
- Hm?
- Dziś rano już znowu nie zachowałam się jak Sokrates.
- Dlaczego?
- Wdałam się w awanturę. Walnęłam pięścią w stół i wydarłam ryja. On by tak nie zrobił.
- A co on by zrobił w sumie?
- Pewnie.. wdałby się w dialog. On tylko się wdawał w dialogi. I niby zadawał pytania i ta osoba pytana myślała, że jego obchodzi, co ona myśli, a tak naprawdę on takie zadawał pytania, że ona zaczynała myśleć tak, jak on chciał, żeby ona myślała. Bystry gość.
- Daleko nam do Sokratesa. Jak mnie ktoś wkurzy, to nie chcę go o nic pytać. Wolałabym go raczej kopnąć i niech se idzie.
- Przydałoby nam się takie urządzenie jak pajączek, tylko na psychikę. Że jak tylko się zaczniesz jakoś głupio zachowywać, to by ci coś zrobił i byś musiała przestać. Tak jak na kręgosłup było, że jak się zgarbisz, to cię kłuł czy coś. Chociaż nie, chyba pikał tylko, kłucie by było jakieś sadystyczne już..
- Kopał prądem.
- Hah.
- Taki pajączek psychiczny, co by kopał prądem.
- Cóż, ja się na tyle często zachowuję jak idiota, że bym chyba wiecznie leżała nieprzytomna.
Taka rozmowa. Potem szłam przez Poznań i na wspomnienie tego rechotałam jak szalona. Bardzo mi było wesoło, że takie głupkowate jesteśmy. Ale szybko mi przeszło.
***
Blase?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz