Tacy niby mądrzy wszyscy, a najprostszych rzeczy człowiek nie przetłumaczy. Zakute łby. Mam parę takich książkowych przykładów w otoczeniu najbliższym i się muszę użerać z nimi. Takim się nie dogodzi, niezależnie od tego, co się robi, mówi czy nawet myśli. Bo oni przecież najlepiej wiedzą, co ty se myślisz. Na przykładzie Hiva mogę ten mechanizm doskonale przedstawić. Zachowuje się jak baran, więc mówię mu, że się zachowuje jak baran. Reakcje bywają różne:
a) obraza majestatu
b) wielka afera i ciągnięcie tematu godzinami - bo przecież on doskonale wie, że tak naprawdę nie zarzucam mu jednej tylko rzeczy, ale w ogóle, wszystko mu zarzucam, bo jestem och ach najmądrzejsza i se pewnie myślę (!), że on myśli to a tamto
c) moje ulubione - akcja pt. to skoro jestem taki tragiczny, to po co się znać chcesz ze mną?
Love it. W gruncie rzeczy mogłabym to rozpatrzyć także na swoim przykładzie, bo sama bywam takim młotkiem i robię podobnie. Ale są przypadki ciężkie i bardzo ciężkie. Nieuleczalne wręcz. Ja do nich przestaję należeć powoli, Hiv też jakby zmniejszył częstotliwość. Są jednak rzeczy niezmienne na tym świecie, niektórym nie mija. I robią afery, obrazy, zrywają znajomości i co tylko. Albo się zamykają w swoim zabawnym świecie, a jak się człowiek dobija, to nie dociera do pustych makówek, że się dobija, bo się o takiego młota jednego z drugim najzwyczajniej w świecie niepokoi. A jak już ten młot jeden z drugim otworzy i człowiek wrzaśnie 'no gdzieś ty u diabła był!?' to to nie jest pretensja tylko.. radość (?) Ale nie, bo na pewno pretensja przecież albo inne dziadostwo. Więc wszystko się zaczyna od nowa i tak w kółko macieju. O ile życie jest dzięki temu bardziej emocjonujące...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz