No za cholerę nie umiem się wdrożyć. Nawet w sklepie, w którym robię zakupy od 15 lat zapominam zważyć warzywa przed pójściem do kasy. Magisterka leży, należałoby też rozglądać się za pracą, forsa topnieje, a ja nie wiem jak i po co to wszystko. Zapycham więc sobie czas spotkaniami, na które może niekoniecznie mam wielką ochotę, ale dzięki którym mogę nie myśleć, że mnie nie było i że wróciłam. Widziałam już nawet Hiva! Wrócił na 2 tygodnie, przywiózł mi prezenty i słodycze. Jak zwykle było miło i niemiło jednocześnie. Tak już chyba będzie do końca.
A z Bieszczadami się rzecz jasna jeszcze nie rozprawiłam. Początkowo chciałam to wszystko po prostu przemilczeć, wszak tyle tego i osobiste takie. Ale wspólnie z Lil doszłyśmy do wniosku, że można by jednak coś naskrobać, a najlepszym rozwiązaniem będzie wrzucić tutaj nasz dziennik z podróży, gdyż prowadziłyśmy takowy. Uczynię to więc, czekam tylko na zdjęcia. Będzie wspaniała, lajfstajlowa notka, wzbogacona o fotencje i opisy naszych przygód, niekiedy głupawe, innym razem naturalistyczne wręcz! No ale cóż, szkoda by było zostawiać ten dziennik tylko dla potomnych, których rzecz jasna się przecież nie doczekamy. Lil - ślij zdjęcia! Chcę ujrzeć naszą arkadię choćby na nich.
Nie będzie Degenary?! :O :'(
OdpowiedzUsuńNie no, nie uprzedzajmy faktów, nigdy nie wiadomo, co nas czeka na wypale. Ale wiesz, lepiej nie ryzykować, jeszcze się opowieści przedawnią i co wtedy.. Chociaż powiem Ci, że od 3 dni zajmuję się głównie jedzeniem i już wyglądam jak w pierwszym trymestrze, więc.. ;D
Usuń