czwartek, 3 kwietnia 2014

desert rose

Nagle jest czwartek, nagle jest kwiecień. Nie mam pojęcia, co dzieje się z tym czasem. Są tacy, którym się wlecze? Dziś np. usłyszałam w radiu to. Od razu stanęło mi przed oczami pewne gorące i nad wyraz intensywne lato. Kupę czasu spędzaliśmy w aucie (niekiedy bez klimy) i jeździliśmy, gdzie się dało, po Polsce i po prostych, gładkich autostradach pod Berlinem. Była nas zawsze cała grupa, choć zmieniał się skład. Stałym elementem byłam ja i Hiv. Często była z nami jego siostra i kuzyn, cały w dziarach i kolczykach, pirat drogowy i.. właściwie całkiem równy gość, choć zryty maksymalnie. Bywała Królewna, Strzyga i jeszcze inne osoby. Tyle wyjazdów, koncertów, spania na dworcach i prucia przez szosy przy Bowiem, NINie i White Stripes. Do tego kupa śmiechu i jeszcze większa kupa kłótni i zgrzytów, w które zaangażowani byli wszyscy, choć wymiennie. Jakże to było fajne! Takie nasze śmieszne, małe, marne, polskie on the road.
I, o zgrozo, to nie było zeszłego lata ani nawet przedostatniego. To było 4(!!!) lata temu! Zdruzgotało mnie to, gdy sobie uprzytomniłam.
A teraz każdy z nas sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem. I to właściwie nie jest ani trochę pozytywne. Żebyśmy się nie wiem, jak starali, nie zbierzemy teraz nawet połowy tej grupy, nie mówiąc o chęci czyjejkolwiek na wspólną wycieczkę. Zastanawiam się dlaczego. Może przez to, że fundament tej pseudopaczki się rozpadł. Najpewniej. Zdarza się. Na wykładzie z historii wspólnot (pytałaś, Noelle) padło ostatnio zdanie, że jeśli nasze ideały mają się nijak do rzeczywistości, to musimy wyjść na pustynię. Czyli w samotność. Tośmy sobie wyszli, a za nami wyszli inni. No ale skoro to jedyne rozwiązanie, to chyba to dobrze, o ile prawidłowo i logicznie myślę. Sama już nie wiem. Nawet dwie strony medalu to dla mnie za dużo, a większość zjawisk ma przecież tyle stron! Mam jeszcze bardzo mały rozumek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz