O mam to. Miewam. Często. Nieczęsto ulegam, ale to wcale niczego nie zmienia.
Po piątkowej panice, ataku szału i histerii, a ostatecznie ciężkim załamaniu nerwowym postanowiłam jednak wziąć się w garść. Czyli na pocieszenie zjadłam miliard tostów z pastą i szczypiorkiem i poszłam spać. To się może wydawać śmieszne, ale nie robiłabym przecież takiego cyrku, gdyby chodziło o jakieś tam zwykłe zeszyty. Czy choćby dzienniki, pamiętniki itd. Tu chodzi o coś więcej.
Wczoraj więc do popołudnia zwlekałam z dalszymi poszukiwaniami, bo co jeśli ich nie znajdę, prawda? Wtedy już wszystko stracone. Wcale nie przesadzam, to w pewnym sensie dorobek życia. Zawsze mówiłam, że gdyby był pożar, wojna czy inny kataklizm, to one byłyby pierwszą i zapewne ostatnią rzeczą, jaką bym z sobą wzięła.
Na szczęście (o, dzięki niebiosom!) sprawa zakończyła się prawie że szczęśliwie. Kajetów 12/15 zostało wyrwanych z czarnej dziury i z odmętów zapomnienia. Finał to wielce radujący.
***
- Wcale tego nie lubię.
- Dlaczego?
- No bo to puste, nic nie daje, nic nie wnosi, przeciwnie.
- To po co to robisz?
- No bo przez chwilę nie jest pusto! Wiesz, jest, robisz to i nie jest, kończysz i jest jeszcze bardziej pusto. Łapiesz?
- A, no jasne. To się nie dziwię, też bym tak w sumie robił. Dlatego, że nie jest i że potem jest bardziej.
- No właśnie, właśnie, sam rozumiesz.
No i teraz jest właśnie bardziejpustyetap na tej sinusoidzie. Podejrzewam, że do jutra. Ale to i tak długo.
Bezpodstawna histeryczka.
OdpowiedzUsuńJaassssne. Raczysz mnie tym epitetem, żeby nie było za kolorowo. W rzeczywistości nie możesz się nade mną pastwić przypominając mi moją tragedię i to jest Twój problem, dobrze wiem, dobrze wiem.
UsuńAle zobacz - istnieje jednak magia na świecie, wbrew temu co mówiłeś rzeczy czasem znajdują się same.