Drugi tydzień z rzędu opuściłam listę. Nie jest wcale tak, że bawi mnie jeżdżenie co weekend po mieście. Zawsze się tak jednak składa. A to wróci ktoś nie widziany od kwartału, a to projekt się robi o bywalcach jednej knajpy i trzeba w niej siedzieć na trzeźwo i zbierać dane. Absurdalne to nieco już samo w sobie, jest jednak jeszcze gorzej kiedy się spotyka w jednym miejscu i w jednym czasie całe mnóstwo ludzi nie widzianych od miesięcy. To są te rzadkie chwile, kiedy myślę sobie, że mam dużo znajomych.
Poza tym - po co mam słuchać listy, skoro na 1szym miejscu od 3 tygodni jest Podsiadło. Jak się tak w ogóle można nazywać?
Może bym nic do niego nie miała, gdybym nie przyjemność wysłuchania wywiadu z nim właśnie po liście, parę już miesięcy temu. Zmiażdżył mnie swoją durnotą i z tego co pamiętam, nie tylko mnie. No i sorry - polski Jeff Buckley?! Nie wydaje mi się.
Skoro już jesteśmy przy muzyce to naprawdę nie rozumiem jak można sobie tak po prostu nagrać taki kawałek. Taaaka wesoła melodyjka. A taka potworna historia. Wspaniale, jeszcze ten drugi komentarz... Szlag by to wszystko, naprawdę.
Trzeba też być nieźle popieprzonym, żeby sobie taki kawałek trzymać na mp3jce i słuchać, dla przyjemności zrobienia sobie krzywdy. I potem ktoś w tramwaju zajrzy pod kapelusz i znajdzie tam dwoje mokrych i wściekłych oczu. Wściekłych, po prostu i wściekłych, że ktoś patrzy.
***
Nie czas na wściekłość jednak ani na zmartwienia! Bo kto to taki? Kasztaniaki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz